Czyli po co to…?

2021-03-31

Apoteoza rankingów zdawalności w systemie szkolenia i egzaminowania trwa od lat. W zależności jednak od tego, kogo ona dotyczy, jest jej inny wymiar i osiągane cele.

Właśnie pojawił się taki ranking zdawalności w poszczególnych ośrodkach egzaminowania przygotowany przez Ogólnopolską Izbę Gospodarczą OSK z siedzibą w Kaliszu i opracowanej przez Prezesa Romana Stencla .

Należy zadać pytanie, jakie informacje są zawarte  w takim opracowaniu. I tu rozczaruję większość tych, którzy są zwolennikami tego typu statystyk.

Jeśli chodzi o uogólnienie, dla ośrodków egzaminowania i egzaminatorów taka statystyka nie ma i nie powinna mieć żadnego znaczenia. Napiszę więcej, nie wprowadza żadnych, ale to żadnych wartościowych informacji zwrotnych dla pracy egzaminatora, ośrodka egzaminowania. Ma jednak znaczenie dla ambicji i wybujałego ego znacznej części dyrektorów WORD-ów. O zgrozo, jest to dla nich przede wszystkim wyznacznik oceny ich pracy i wywiązywania się z obowiązków. Stanowi argument w sprawozdaniach przedstawianych w urzędzie marszałkowskim. W większości przypadków osiąganie takich wyników ma niewiele wspólnego z prawidłową realizacją powierzonego zadania rządowego, jakim jest sprawdzanie kompetencji kandydatów na kierowców.

Nie ma takiego ośrodka egzaminowania, w którym podczas spotkań dyrektora z egzaminatorami nie były wyświetlane rankingi zdawalności. W części ośrodków zaprzestano tych niecnych praktyk, w dużej części wciąż stanowią element zarządzania firmą, dyscyplinującą pracę „niezależnych” egzaminatorów i mających wpływ na ich „bezstronną” ocenę. Trzeba być wyjątkowo naiwnym lub należącym do grupy „egzaminatorów bezkrytycznie wspierających działania dyrektora”, by wykazywać pozytywne walory rankingów zdawalności w poszczególnych ośrodkach. Patologia ta jednak wciąż ma się dobrze. Ostatnio mniej eksponowana i ostrożniej już przywoływana jako argument, ale realnie istniejąca.

Jakie są konsekwencje akceptacji tego typu rankingu? Egzaminatorzy dobrze o tym wiedzą. Na przestrzeni wielu lat pracy pojawiały się „wewnętrzne” rozporządzenia dyrektora dotyczące „właściwej zdawalności u poszczególnych egzaminatorów”. Wprowadzono „wywieszane” na ścianach rankingi egzaminatorów, uruchamiano „wyścig szczurów”, karano za „niską zdawalność” bez względu na fakty dotyczące charakterystyki pracy w tym zawodzie. Przecież podporządkowanie zasad egzaminowania w celu osiągnięcia wymaganego limitu „zdawalności” jest już u podstaw niezgodne z prawem, bo ingeruje w niezawisłość, rękojmię i obiektywność oceny egzaminatora.

Mimo, że zmniejszono w poszczególnych ośrodkach egzaminowania „nachalność i egzekwowanie  właściwych wytycznych”, to wciąż funkcjonowanie tego rankingu ma wpływ na zasady działania systemu. Skoro dyrektor tak chce, nadzór marszałkowski nie widzi problemu a zlecający zadanie, czyli rząd udaje, że taki problem w ogóle nie występuje, to może rzeczywiście wskazuję na problem o marginalnym znaczeniu?

Tolerancja systemu w tym zakresie ma bardzo negatywny wpływ na jakość systemu oceny umiejętności kandydatów, wprowadza zafałszowane informacje do systemu co do jakości systemu szkolenia i niszczy reputację zawodu.

Zyskuje dyrektor. Realizuje własne cele wizerunkowe, znajduje argument do fałszywego potwierdzenia swojej skuteczności i daje narzędzie dyscyplinujące pracowników.

Zyskuje ośrodek szkolenia. Zmniejszanie wymagań wobec kandydatów przystępujących do egzaminu to tworzenie podstaw do zmniejszania jakości szkolenia, usprawiedliwienia swoich niepowodzeń szkoleniowych i w konsekwencji… obniżenie poziomu kosztów. Dzięki rankingowi zdawalności, ośrodki szkolenia mają wpływ na ocenę pracy egzaminatora i jego „temperowanie”. Gdzie tu sens i logika i komu to służy? Dobrze wiemy, że najgorzej wychodzi na tym kandydat i ogólny stan bezpieczeństwa ruchu drogowego. Komu to jednak przeszkadza nie licząc tych kilkunastu osób z kręgów egzaminatorskich w skali kraju. Kandydaci nie są świadomi tego stanu i przyjmują wszystko, co jest im dane za dobrą monetę. Niestety, liczne niepowodzenia też są w to wliczane i utożsamiane nie z systemem szkolenia, ale z …. egzaminatorem. Nic bardziej mylnego, ale taki stereotypy funkcjonuje od lat. Nikomu, za wyjątkiem egzaminatora, nie zależy na zmianie tej sytuacji.

Ranking zdawalności w poszczególnych ośrodkach egzaminowania powinien mieć znaczenie w zakresie oceny poziomu szkolenia kandydatów w poszczególnych regionach Polski. NIC WIĘCEJ! Tak się dzieje w większości krajów europejskich, w których wykorzystywany jest do analizy systemu szkolenia kandydatów i poszczególnych instruktorów. Nikt nie kwestionuje kompetencji egzaminatora, bo uznaje się, że system egzaminowania jest realizowany na tym samym poziomie bez względu na miejsce wykonywania zadania. Konstrukcja prawa umożliwia poprawne realizowanie zadania egzaminowania i nikt nie ma prawa wykorzystywać go do swoich celów. Niestety, przestarzałość naszego prawa i formy systemu wciąż niewielu przeszkadza. Obojętność ministerstwa, zmowa milczenia systemu szkolenia i zarządzających ośrodkami egzaminowania, czerpanie dodatkowych korzyści z takiego stanu systemów stało się standardem. Wskazywanie na nieprawidłowości i proponowanie nowych rozwiązań wciąż stanowi „zamach” na „wolność szlachecką” i każdy proponujący coś takiego jest traktowany jako „persona non grata”.  Za milczącym pozwoleniem kolegów egzaminatorów, organów nadzoru i obojętności ministerstwa taki stan ma się bardzo dobrze w naszym kraju. Szkoda, że tylko nieliczni zaangażowani w zmiany i nieliczni dyrektorzy mają odwagę powiedzieć stanowcze NIE. Szkoda.

D.C.