Czyli jak “ciemna strony mocy” kontynuuje swoją “misję”…
I kolejny raz dochodzą do mnie informacje o podejmowanych działaniach przeciwko egzaminatorom i naszemu Stowarzyszeniu. Oczywiście to nic nowego na przestrzeni tych kilkunastu lat współistnienia naszych organizacji.
Oto z kilku źródeł pojawiła się informacja, że zbierane są dane z ośrodków egzaminowania dotyczące ilości członków KSE w danej placówce. W sumie, nie jest to żadna tajna informacja, jednak bulwersuje sposób uzyskiwania tych danych przez autora maila z Olsztyna. Rozesłane zostały z “prośbą” o skompletowanie tych danych do …. księgowych ośrodków egzaminowania. Dlaczego akurat do nich? Być może chodzi o to, że księgowość dla niektórych oddziałów pobiera składki od członków na rzecz KSE. Tak się dzieje może w 3 -4 oddziałach…. Skoro te dane są zbierane “po kryjomu”, z wykorzystaniem pracowników WORD, to muszą mieć znaczenie dla zbierającego. I z pewnością mają.
Z tego, co mi wiadomo, w większości ośrodków egzaminowania pracują rozsądne osoby, które zwyczajnie zignorowały tego maila stwierdzając, że nie należy do ich obowiązków zbieranie i udostępnianie takich informacji. Co prawda to prawda. Skoro autor jest ciekawy, to niech sam zapyta, a nie wysługuje się pracownikami co jak co, ale wielce szacownego zawodu.
Po pierwsze, jeśli autor lub inna osoba działająca w interesie tej osoby chciałaby uzyskać te dane, to wystarczy do mnie zadzwonić. Z mojego punktu widzenia wykorzystywanie do swoich, z pewnością niecnych zamiarów, pracowników ośrodków egzaminowania, jest co najmniej niestosowne. Można się nawet pokusić o stwierdzenie z zakresu nadużycia stanowiska służbowego do swoich prywatnych celów. Skoro jednak nie ma takiej woli lub brak odwagi, to jasne się staje, że “ciemna strona mocy” szykuje się na “rebeliantów”. Ci, którzy znają filmy z serii “Star Wars” doskonale wiedzą o czym piszę. Akurat puenta tej sagi gwiezdnej doskonale pasuje mi do sytuacji, jaką mamy pomiędzy KSE i KSD.
Wyjaśniam, że koledzy i koleżanki zrzeszone w Stowarzyszeniu egzaminatorów czy też jego zwolennicy stanowią co najmniej 1/2 stanu osobowego zatrudnionych egzaminatorów w kraju. To, że zmniejsza się liczba osób należących do Stowarzyszenia wynika nie mniej nie więcej tylko z faktu, że osoby takie w ośrodkach egzaminowania są, najłagodniej pisząc, niemile widziane. To, w jaki sposób daje się im do zrozumienia, “że nie należy przystępować do KSE” opiszę już wkrótce. Dla zainteresowanych dodam, że na poparcie każdego słowa w tym artykule jest rzesza gotowych do potwierdzenia takiego stanu kolegów i koleżanek w całym kraju.
Argument niskiego współczynnika reprezentatywności KSE był już przytaczany przez przedstawicieli dyrektorów w konfrontacji z przeprowadzoną ankieta, którą miała miejsce w 2019 roku dotyczącej samorządu egzaminatorów i instruktorów. Jak dobrze wszyscy zainteresowani wiedzą, gdyby nie oddziaływanie “ciemnej strony mocy”, oddziały Stowarzyszenia istaniałyby w większości WORD-ów.
A może tak KSD przekaże informację, ilu to posiada członków w swoich szeregach… i ilu z nich tak na prawdę działa….
Ja oczywiście orientuję się w tych statystykach, ale dla potwierdzenia też nie będę pisał prośby do żadnej pani księgowej w tej sprawie… Gdybym rzeczywiście był ciekawy, to bym zadzwonił do Pana Prezesa lub przesłał pismo, by zachować właściwą formę. Ale nie jestem….. Po rozmowie z kilkoma dyrektorami już wyrobiłem sobie zdanie na temat tego, co wielu z nich sądzi o poczynaniach KSD.
Wracając do tematu. Ostatnia korespondencja do ministerstwa, do posłów itd, wyjaśniająca stanowisko KSE w poruszanych sprawach z pewnością spotkała się z negatywnym odbiorem ze strony inicjatorów wnioskujących do przedstawicieli Sejmu.
Z pewnością, wszelkie argumenty, ich formy i sposoby prezentacji mają za cel dyskredytowanie informacji, jakie złożyliśmy do ministra infrastruktury w formie listu otwartego, jak też do zmniejszenia wagi naszych spostrzeżeń co do Interpelacji posła Jana Kanthaka. O tych sprawach możecie się dowiedzieć między innymi z artykułu “Dyrektorzy atakują…”.
A przecież ideą przyświecającą powstanie KSD i KSE była pełna współpraca i dbałość o rozwój BRD w kraju…
Jest też inny aspekt, o którym myślę, że większość wie, ale nie kojarzy z omawianymi tematami. Otóż chęć przywrócenia apoteozy człowieka wszechwiedzącego w zakresie ruchu drogowego, przepisów prawa, systemu szkolenia i egzaminowania, zarządzania jednostką /czytaj firmą/ samorządową, w tym zasobami ludzkimi oraz należnego niektórym osobom piedestału osoby wyjątkowej, stanowi element całości tego obrazu. Już tłumaczę. Otóż wszechwiedza i wyłączność na ferowanie opinii w tych sprawach mieli przede wszystkim dyrektorzy ośrodków egzaminowania. Tylko i wyłącznie zarząd WORD, ewentualnie organ nadzoru mogli udzielać wywiadów, wyrażać opinię w omawianym wyżej zakresie. Od kiedy pamiętam, czyli od 2007 roku czy to w formie ustnej czy też z podpisem na liście, każdy z nas /egzaminatorów/ musiał zgodzić się na to, by w kontaktach z mediami, osobami z zewnątrz itd. jedynym przedstawicielem WORDu mógł być właśnie dyrektor lub człowiek przez niego wskazany /najczęściej zastępca lub ktoś z nadzoru/. Żaden egzaminator czy też pracownik obsługi, mechanik nie miał prawa wypowiadać się publicznie na temat pracy w ośrodku egzaminowania. Złamanie tej zasady groziło uzyskaniem kary dyscyplinarnej, odebraniem nagrody czy premii, itd. Form karania jest co niemiara.
Apoteoza wszechwiedzy zarządu ośrodka w sprawach ruchu drogowego wspaniale się rozwijała przez ostatnie 20 lat. Cóż, w niektórych omawianych placówkach trwa nadal. Oto najwyższy przedstawiciel władzy wypowiada się w sprawach całego środowiska, zagadnień specjalistycznych z zakresu ruchu drogowego, omawia zagadnienia z psychologii – nie posiadając żadnych lub prawie żadnych ku temu kompetencji i doświadczenia! Ale kto by to sprawdzał… Przecież na takim stanowisku to musi być ktoś… Ano właśnie!
Oczywiście, powyższe stwierdzenia nie dotyczą już większej części nowych dyrektorów. Ostatnia zmiana na tych stanowiskach wprowadziła osoby mające doświadczenie w egzaminowaniu lub w zarządzaniu jednostkami, czyli kompetentne. Co więcej, odżegnują się od “starych form zarządzania” i “współistnienia w środowiskach zależnych”. Widzą dużo możliwości rozwoju i współpracy, chcą zmian i są na nie gotowi.
Tak, są tacy, którzy są gotowi na zmiany!
W tym miejscu muszę wspomnieć jeszcze o jednym zjawisku, które zostało zainicjowane przez jednego z dyrektorów wschodniej ściany Polski, a które niepokojąco, znajduje posłuch u innych. Pojawiła się swoista panika szerząca się w niektórych WORD-ach w związku z wydłużającą się kolejką na egzamin – zwłaszcza praktyczny. Dyrektorzy kierując się minimalistycznym sposobem zarządzania próbują zwiększać wydajność pracy egzaminatorów zmuszając do pracy ponad siły egzaminatorów. Argument jest prosty – to wymóg chwili, któremu trzeba sprostać. Oczywiście, tyle że nie liczy się tu pracownik czy klient. Jak dla mnie i wielu innych to moment, który zarządzający WORD-ami chcą maksymalnie wykorzystać, by rekompensować straty finansowe z “pierwszej pandemii i lockdown” oraz by zrobić kolejny wyłom z zapisie noweli rozporządzenia w drodze do “starego”…. Nie zwracając uwagi na znacznie powiększające się ryzyko utraty zdrowia i życia grupy zawodowej egzaminatorów, nie bacząc na zalecenia sanitarne GIS w dobie koronawirusa, bez względu na skutki – jeden z dyrektorów na własną rękę praktycznie znosi limity ilościowe i czasowe dla egzaminatora i egzaminowanych. W konsekwencji egzaminatorzy znowu egzaminują po 11 czy 14 osób dziennie, nawet po 4 osoby na godzinę, a knadydaci…. No cóż, i tak czekają mimo wyznaczonej godziny po godzinie czy dwie na swoją kolej. Działanie to nie ma formy “doraźnej” ale ma charakter planowy. Przecież w planie na kolejne dni i tygodnie trzeba ująć ilość kandydatów, poinformować ich o terminie. Plany trzeba zgłosić do marszałka województwa, który je zatwierdza. Musi więc być zgoda i przyzwolenie organiu odpowiedzialnego za nadzór nad tą jednostką samorządową…. która obecnie zwyczajnie łamie prawo. No więc jak to jest?! Każdy w państwie demokratycznym może być “sobiepanem”? Wystarczy mieć poparcie u władzy samorządowej?
Jak wspomniał w artykule „Po co komu WORD-y?” właściciel OSK – Krzysztof Klejna, chyba „znowu chodzi o kasę”. Treść wspomnianego artykułu nie wyszła spod pióra „rebeliantów KSE” lecz ze strony osoby korzystającej z usług oferowanych przez WORD-y. Więc nie tylko działacze KSE dostrzegają ujemne skutki miernego zarządzania WORD-ami, ale widzą to również inne osoby, aktywnie uczestniczące w procesie kształcenia kierowców. Obserwowane obecnie zjawisko przypomina gonitwę na ostatniej prostej. Skoro jeszcze nikt nie wpadł na pomysł aby zamykać WORD-y, to trzeba kasę chwytać za wszelką cenę, choćby kosztem zdrowia egzaminatorów stojących na „pierwszej linii frontu” w salach i pojazdach egzaminacyjnych. Co więcej, jak wspomniałem, ta praktyka znajduje poklask, uznanie i wsparcie u władz samorządowych, które zgadzają się na łamanie zasad pracy egzaminatorów określonych w obowiązującym rozporządzeniu Ministra Infrastruktury. Czyżby Marszałek województwa posiadał większe kompetencje niż Minister, gdy „znowu chodzi o kasę” ?Pewnie tak. To dowód jawnej hipokryzji ze strony niektórych marszałków. W urzędach marszałkowskich nawet nie ma co marzyć o załatwieniu prostych spraw w kontakcie bezpośrednim. Urzędnicy marszałkowscy /ale też i innych urzędów/ są pozamykani na „dziesięć spustów” przed obywatelem – zero bezpośrednich kontaktów. W WORD-ach – a jakże, egzaminatorzy i inne służby muszą pracować w intensywnym kontakcie bezpośrednim z osobami zdającymi egzaminy na prawo jazdy. W kraju podkręca się tempo pracy pomimo, że obserwuje się potwierdzone absencje chorobowe spowodowane wirusem Sars-Covi2 wśród egzaminatorów i pracowników innych służb. W innych instytucjach ogranicza się kontakt pozostałych przy zdrowiu pracowników do niezbędnego minimum. WORD-y MUSZĄ /czytaj chcą/ za akceptacją niektórych marszałków podkręcać tempo, aby nadrobić straty spowodowane zjawiskiem lock-down z II kwartału 2020 roku. To wszystko wygląda tak, jakby tylko w zwiększaniu wydajności pracy był jedyny ratunek na obecną sytuację. Te informacje są dostępne za pośrednictwem zatrudnionych pracowników. W każdej chwili mogą potwierdzić to, o czym jest napisane w artykule przed osobami zaufanymi, w tym również wymiarem sprawiedliwości, inspekcją pracy czy rzecznikami pracy.
Mimo wszystko trzeba pamiętać, że “Iperium” i jego “ciemna strona mocy” zawsze przegrywa z garstką ” rebeliantów”. Ci ostatni przede wszystkim walczą o szczytne ideały i…. mają mnóstwo przyjaciół.
D.C.